Ponieważ nie zanosi się na to że doczekamy wysokich czy ogólnie jakichkolwiek emerytur myślimy sobie czasami w co by tu zainwestować. Nie jesteśmy jakimiś krezusami, sytuację finansową mamy umiarkowanie średnią, a ja choć nie jestem sknerą należę do tych którzy wiecznie odkładają, bo wiadomo, że się przyda.
Kilka miesięcy temu, słuchając w radiu audycji o takich właśnie inwestycjach pomyślałam, że warto iść drogą jednej z wypowiadających się osób. Koleś mówił, że podkupił garaż, a kiedy z tego jednego garażu odłożył sobie dość kasy zainwestował w drugi. Niby proste. Garaże jednak za 10 tysięcy nie chodzą, a i nigdzie w pobliżu akurat takowego nie ma. Nie mam też pewności czy znajdę kogoś kto garaż zechce wynajmować, chociaż patrząc na to ile samochodów parkuje na noc przy chodnikach to mogłoby się udać. W końcu też garaż mógłby służyć ewentualnie za magazyn czy składzik tego co w mieszkaniach się nie mieści.
Kolejnym popularnym pomysłem na inwestycję było mieszkanie czy wręcz cała kamienica. Tu o niczym nie było mowy, bo chyba nawet takiego kredytu byśmy nie dostali.
Zastanawiamy się też nad kupnem ziemi rolnej. Nie jesteśmy do tego jakoś przekonani, ot jedna z alternatyw, bo w grę wchodzi później i KRUS i ARiMR i dzierżawy i tak dalej. Poza tym też trzeba mieć jakąś kwotę na start, bo jeśli kawałek naszej ziemi byłby mały to może nikt by nie fatygowałby się by go obrobić, a co za tym idzie zostalibyśmy z łączką, a nie polem uprawnym.
Kolejnym pomysłem co do którego najbardziej się skłaniamy jest złoto. Takie z Mennicy, a nie od jubilera. Poza tym można je kupować po trochu i nie trzeba mieć na początek 10 tysięcy dajmy na to. Złoto wydaje się też najmniej problematyczne. Należy je jedynie dobrze schować i najlepiej zapomnieć, bo radość kiedy w jednej z książek czasem znajdzie się jakiś zapomniany banknot bywa bezcenna :D
Na Lubimy Czytać przeczytałam ostatnio że pewna rodzina wypożyczając przez rok książki z biblioteki za ich odpowiedniki, gdyby kupili je sami, zapłaciłaby 1 300 dolarów. Staram się nie kupować książek kompulsywnie i jeśli już to najczęściej są to książki z owadziego dyskontu czy z drugiej ręki, ale gdybym się postarała to też bym coś na tym polu zaoszczędziła, bo w zasadzie bibliotekę mamy zaopatrzoną dobrze, a Nesbo, czyli autor którego książki absolutnie mieć muszę, chyba nieprędko coś wyda.
Próbowaliśmy też rozkręcić interes, że sprzedażą replik ciuchów, ale tu udało się nam raczej marnie. Czasem staram się coś zrobić własnoręcznie np. kwietnik metodą makramy, ale raczej później to rozdaję, bo nikt mojego hand made nie chce kupić, mąż wychodzi lepiej na przegrywaniu kaset VHS.
Ogólnie więc próbujemy łapać się różnych zajęć poza tymi zawodowymi by mieć fundusze na coś co możnaby nazwać inwestycją na przyszłość.
Może ktoś coś poleci, albo podzieli się swoimi sposobami na dorobienie sobie do wypłaty?